piątek, 16 września 2016

Od nienawiści do siebie do miłości i akceptacji, patrz!

Ze wszystkich form przekazu jesteśmy na co dzień bombardowani zdjęciami idealnie wyglądających ludzi. Poza tym trend na bycie fit ogarnął społeczeństwo w zastraszającym tempie. Na Istagramie czy też fanpagach na Facebooku znajdziemy multum profili o tym jak być fit. Kraj ogarnęła mania odchudzania i dążenia do ideału. I bardzo dobrze z jednej strony, jednakże popadamy coraz częściej w skrajności a wtedy łatwo zacząć spadać w dół gdzie czekają na nas kilka opcji anoreksja,bulimia lub ortoreksja to tylko wierzchołek góry lodowej-efekt jojo to przy tym pikuś. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że nie akceptujemy siebie w żadnej wersji. Kiedy chudniemy, chcemy chudnąć jeszcze bardziej. Często nie robimy tego dla siebie tylko dla innych- aby być lepiej ocenianymi przez nich. A niestety ludzie są tylko ludźmi i zawsze znajdą w nas mankamenty- chociaż nie ma istot idealnych w realnym życiu. Najważniejsze to ZAAKCEPTOWAĆ siebie i swoją fizyczność a dopiero później podążyć w kierunku zmiany na lepsze. 




Mi w końcu udało się dotrzeć do miejsca, w którym akceptuję siebie w 100%. Jednak nie zawsze było tak kolorowo. Na przestrzeni lat przeszłam metamorfozę, która mnie satysfakcjonuje ponieważ w końcu kocham siebie i mogę bez zbędnej spiny udoskonalać to na co zapracowałam.


Nie możesz zmienić siebie tylko dlatego, że odbiegasz od normy.

Przeglądając zdjęcia z przed średnio 15 lat patrzę na siebie i nie dowierzam,  że to co widzę to Ja. Jednocześnie czuję cholerną dumę, że odbyłam tak długą drogę w kierunku akceptacji siebie i zbudowania od podstaw swojej pewności siebie. Przeszłam drogę od nienawiści do siebie do miłości i akceptacji. Czasów gimnazjum i początków liceum nie wspominam zbyt dobrze jeśli chodzi o mój wygląd- ba w ogóle ich nie wspominam bo i po co patrzeć z zażenowaniem na ten widok. Jedynym plusem tamtego okresu jest ilość przeczytanych książek-od dziecka dużo czytałam gdyż w moim domu było czytali wszyscy. Jednakże jeszcze nikomu na dobre nie wyszło siedzenie lub leżenie i czytanie z paczką chipsów lub innymi przekąskami, które z byciem zdrowymi nie miały nic wspólnego. Na dodatek dzieciaki w gimnazjum potrafią być wredne i osoby odbiegające od normy są przez nie wyśmiewane, przez co już zupełnie ich samoocena pikując spada na dno. Wtedy łatwo uciec w bezpieczny z pozoru świat zajadania smutków.
Pamiętam jak po bilansie w pierwszej klasie liceum postanowiłam wziąć się w garść i w końcu coś z sobą zrobić. Przedtem próbowałam nie raz coś zmienić jednak poprzez brak samoakceptacji poddawałam się szybko i wracałam do punktu wyjścia. Nawet nie wiecie jaką radość dawało mi wtedy ważenie- dzisiaj nie ważę się nie marnuję czasu na to gdyż efekty lepiej mierzyć niż ważyć- z tygodnia na tydzień waga spadała i było coraz lepiej. Początki były trudne,gdyż aktywność fizyczna była wtedy dla mnie piętą achillesową. Szybko się męczyłam, nie byłam w stanie wykonać wszystkich ćwiczeń tak jak powinny wyglądać a poza tym po prostu wstydziłam się ćwiczyć przy innych. Jednak praktyka czyni mistrza i z pączucha w końcu stawałam się pomału inną osobą. Nie będę opisywała diet jakie wtedy stosowałam ponieważ z perspektywy czasu wiem, że mimo iż od samego początku była to dieta + aktywność fizyczna to ilość kalorii była wtedy za niska jak na zapotrzebowania dojrzewającego organizmu. Ale jak wiadomo im więcej udaje Ci się schudnąć tym więcej chcesz... Przez okres liceum udało mi się już doprowadzić wagę do normalnego poziomu i w miarę ją ustabilizować.  Paradoksem jednak jest to, że te kilkanaście wypoconych i spalonych kilogramów nie spowodowały, że stałam się inną pewną siebie osobą. 
Później zaczęła się walka o to żeby wyglądać jeszcze lepiej. W głowie nie mieściło mi się wtedy, że nie mogę wyglądać tak jak ludzie ze zdjęć i reklam mimo starań. Zauważcie, że cały czas nie akceptowałam siebie i aprobaty szukałam tylko w cudzych oczach. 
Nadal jednak w głębi mnie tkwił grubas, którym byłam wcześniej i pewność siebie, która zmieściłaby się w naparstku. Życie z samymi zakazami i nakazami, obsesyjnym liczeniem kalorii a później zajadaniem stresów doprowadziły, że zamiast cieszyć się życiem wpadłam w pułapkę odchudzania. Pierwszą i ostatnią myślą było dla mnie wtedy tylko ile schudłam i czy widać efekty- wróć czy inni je widzą. Co jakiś czas dodawałam grupę zakazanych produktów, pozostawiając na talerzu tylko to co wydawało mi się dietetyczne. 

Nagłówki krzyczą jakim trzeba być
Co musisz w sobie zmienić by osiągnąć sukces

I tak z dnia na dzień zatracając się coraz bardziej w walce o bycie chudą- bo to nie była batalia o fit sylwetkę, wtedy była to droga ku byciu jak najbardziej chudym. Z jedną myślą w głowie- Ja wam jeszcze pokażę... Patrząc z perspektywy czasu cel osiągnęłam ale koszt jaki poniosłam odbił się na mnie dość mocno- rozwalona przemiana materii i bulimia. W sumie dzięki temu jeszcze bardziej kocham moje ciało, że mimo ówczesnego katowania go minimalnymi ilościami jedzenia plus ćwiczeniami po kilka godzin dziennie przystosowało się do normalnego jedzenia i aktywnego stylu życia. Cieszę się, że nie wyrządziłam sobie więcej krzywd- bo lekko rozwalone jelita to najmniejszy z problemów, które mogą zafundować sobie bulimicy. Z perspektywy czasu zastanawiam się jak mogłam tak się w tej pogoni za pozorną idealnością tak zatracić. Żal tylko wszystkich spotkań rodzinnych, na których zamiast cieszyć się towarzystwem osób bliskich myślałam tylko o tym, że po powrocie czas jeszcze na trening i czy coś w ogóle zjeść- a jeśli tak to co, wybrzydzając i marudząc jak jakiś psychol. Kolorowe okładki i wnętrza magazynów o modzie pokazywały, że nadal nie jest tak jak być powinno. Nie dziwię się, że w końcu mój organizm się zbuntował i powiedział koniec tego dobrego- nakarm mnie porządnie. Wszystko zaczęło się podczas odbywania praktyk studenckich, na które chodziłam tuż po zakończonej danego dnia pracy. Stresujące miejsce, plus świadomość, że nie dam rady ćwiczyć tyle ile bym chciała. Chociaż nie ma co ukrywać, że potrafiłam swego czasu jeździć na rowerze stacjonarnym do 1 lub 2 godziny aby tylko spalić zbędne kalorie. A rano znów wstać do pracy i tak w kółko. Brak energii spowodował, że miałam ochotę na rzeczy z mojej "zakazanej listy". Moja silna wola też zaczęła się poddawać i tym o to sposobem przez cały dzień potrafiłam zjeść tyle co nic, natomiast wracając po intensywnym dniu do domu zjadałam wszystko na co miałam ochotę- panikując w międzyczasie kiedy ja to spalę. I tak swoje macki zaczęła rozwijać bulimia. Doskonale pewnie wiecie jak reaguje skurczony żołądek na większe ilości jedzenia... Wydaje mi się, że nikomu nie muszę pisać jaka jest reakcja organizmu. No i tak w mojej głowie zaczął rodzić się plan idealny- po co się głodzić skoro można jeść a mimo to nie przyswajać kalorii. Moja pomysłowość nie znająca granic podpowiedziała mi, że to idealne rozwiązanie. I tak minęło kilka miesięcy, miesięcy wstydu i strachu, że ktoś zauważy. Na początku wszyscy zauważyli jedynie zmianę- według nich na lepszą, że w końcu zachowuję się jak normalny człowiek, który je i nie ma z tym problemu. Problem jednak narastał i robił się coraz większy. Cieszę się, że moja mama jest mądrą kobietą i kiedy w końcu przestałam sobie radzić z problemem i powiedziałam jej o wszystkim dała mi ogromne wsparcie. Po początkowym zdziwieniu i prawionych morałach pomogła mi znaleźć rozwiązanie- za co będę jej wdzięczna do końca życia. Ogromnie cieszę się, że udało mi się zmienić swój tok myślenia i zbudować pewność siebie, krok po kroku. Nie ważne, co mówią nam inni ludzie na nasz temat, ważne co sami o sobie myślimy. Nie katujmy swojego ciała i umysłu na różnych dietach. W ogóle słowo dieta jest tak naładowane negatywnie emocjonalnie, że lepiej po prostu zmienić styl życia na zdrowszy. A efekty pojawią się wolniej ale na pewno zdrowo i na stałe. Warto pamiętać również o tym, że zaakceptowanie siebie daje dopiero efekty. Nic po ciele o jakim marzyłeś jeśli wewnątrz jesteś rozbity na milion kawałków i codziennie wkładasz tylko maskę człowieka pewnego siebie i zadowolonego z siebie. A tak naprawdę analizujesz każdą uwagę na swój temat. Dzisiaj nie obchodzi mnie zdanie obcych osób na temat mojego wyglądu. Jeśli sam/a jesteś taka idealna to bardzo się cieszę, bo ja jestem idealnie niedoskonała i dobrze mi z tym. 














Sto razy powiedz mi kim jestem i powiedz mi czego nie osiągnę

A ja na pewno to zrobię!


Dzisiaj już wiem, że dążenie za wszelką cenę do osiągnięcia idealnego wyglądu nie może być sensem naszego życia. Dlatego nie odkładajcie na czasy "a kiedy już schudnę", "kiedy sukienka kupiona o rozmiar za mała będzie leżała na mnie jak na modelce z magazynu" spełniania swoich marzeń. Uwierzcie w to, że mimo czasów pod znakiem "kult sylwetki" są rzeczy, które są ważniejsze. Spełnianie marzeń powinno być dla nas priorytetem, jednak kiecka w rozmiarze XS nie powinna znaleźć się na czele tej listy. Cieszmy się życiem, czytajmy, słuchajmy muzyki i otaczajmy się ludźmi, którzy widzą w nas człowieka, z którym można porozmawiać o wszystkim a nie spędzajmy czasu z takimi co widzą tylko nasz wygląd. Dbanie o siebie jest ważne ale nie powinno zasłonić nam reszty świata. Uwierz w siebie i nie pozwól absolutnie nikomu wyrażać się w chamski sposób na Twój temat. Porzućmy stereotyp oceniania innych po wyglądzie, bo nigdy nie wiemy jaka historia się za tym kryje. 
Reasumując po przejściu długiej drogi do zaakceptowania siebie i zbudowania swojej pewności siebie wiem już co jest dla mnie dobre. A bycia fit i wysportowaną osobą nie traktujcie jako mody tylko zmieńcie myślenie.
Ja w końcu kocham siebie taką jaką jestem, nie mam kompleksów związanych ze swoim wyglądem bo pracuje nad sobą codziennie. 
W końcu cieszę się życiem, otaczam się właściwymi ludźmi i Wam radzę zrobić to samo.

Każdego dnia pracuję trochę nad sobą 

Lecz nie zamierzam już nigdy zabijać się żeby być idealnym

Za dużo we mnie życia, ze mnie jest człowiek nie robot

Jestem niedoskonały i przez to unikalny...

We wpisie głównie zaznaczone na czerwono fragmenty to cytaty z utworu Zeusa- Idealnie niedoskonały. Link do utworu znajdziecie poniżej. Posłuchajcie, zapamiętajcie a w chwilach zwątpienia w siebie wracajcie do niego.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2016 Pannagusia , Blogger