środa, 18 października 2017

Dlaczego Wenus od kilku dni nie kojarzy mi się dobrze...

Długo zastanawiałam się czy poruszać ten temat na blogu. Jednak stwierdziłam, że jeśli każdy będzie podchodził do sprawy jakby nic się nie stało to z pewnością nie jedna osoba jeszcze będzie cierpiała po nieudanej wizycie u pseudo fryzjera.





                                                                             źródło

Należę do osób, które prędzej wystawią pozytywną ocenę lub przemilczą. Jednak czara goryczy przelała się tydzień temu po wizycie w "Salonie Wenus" . Oczekiwałam delikatnego- podkreślam delikatnego podcięcia końcówek- oraz koloryzacji w odcieniu świetlistego jasnego blondu. 
Wychodzę z założenia, że jeśli czegoś nie umiem to się za to nie zabieram- moje włosy są dość grube i posiadały nieregularny kolor. Jednak idąc do profesjonalisty potrafi on ocenić co zrobić z włosami i czy w ogóle się podejmie zadania. 
Właściwie jeśli mam być do końca szczera to powinnam wyjść stamtąd po pierwszych 5 minutach. Właścicielka kawę zrobiła tylko swojej koleżance, która przyszła się wyczesać- spoko nie zależało mi na jej kawie ale na samym fakcie, że pytanie nie padło. Co klient to inna kategoria? A podobno taki renomowany salon?
Jednak koszmar rozpoczął się dopiero gdy utytułowana (na marginesie właścicielka uczy również w szkole przyszłych adeptów sztuki fryzjerskiej) pani fryzjerka (więcej certyfikatów niż na stadionie 10-lecia można było kiedyś kupić) nałożyła mi rozjaśniacz i poszła kolokwialnie mówiąc w długą na plotki z drugą znajomą, która do niej przyszła. 
I tak siedziałam dobre 40 minut (!!!).  Wyobrażacie to sobie? Po tym czasie przyszła "pani profesjonalistka", zmyła rozchlapując najpierw gorącą później zimną wodę po mojej twarzy i makijażu- może myślała, że to pora na demakijaż?  Następnie nałożyła farbę i znów po kilkunastu minutach spłukała. Nałożyła odżywkę i zaczęła ciąć na mokro- nawet laik wie, że po takim cięciu i wyschnięciu włosy jeszcze się podniosą do góry. 
Jak zobaczyłam w lustrze zniszczenia- około 10 cm włosów mniej plus żółtko na głowie i po usłyszeniu komentarza, że za chwilę nałożymy jeszcze jedną farbę- wstałam, cisnęłam pelerynę i ręcznik, zapłaciłam (tak taka głupia byłam) i wyszłam. 
Po raz pierwszy w życiu po wyjściu od fryzjera popłakałam się. Na szczęście jest przy tej ulicy jeszcze jedna fryzjerka, która wysuszyła mi włosy i lekko ułożyła. 
A jak zachowała się Pani z Wenus? Nie usłyszałam nawet słowa przepraszam, wydała mi tylko resztę i oburzona komentowała do swojej współpracownicy. Odrobina pokory jeszcze nikomu nie zaszkodziła droga Pani- ale to tak na marginesie. 



Włosy farbowałam po tygodniu samodzielnie bo nie mogłam patrzeć na tą żółć.

Zdjęcie bez filtra abyście zobaczyli ten "cudowny" kolor.



Paragon wstawiam tylko ku przestrodze, żebyście nigdy ale to przenigdy tam nie szli bo mimo, iż salon wizualnie wygląda bardzo dobrze to jednak szkoda Waszych nerwów i przede wszystkim włosów.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2016 Pannagusia , Blogger